Recenzja
Mroczne oblicze Mrożka
Trzeci tom „Dziennika” Sławomira Mrożka to lektura wymagająca. Czytanie przyprawia o iście jesienną depresję, nawet jeśli za oknem świeci akurat wiosenne słońce. Po lekturze pozostaje zaś niepokój.
Zarówno „Dziennik”, jak i „Dzienniczek” (w uproszczeniu: zapiski uczuciowe) z lat 1980-1989 są zapisem rzeczy raczej nieuchwytnych, lęków i niepokojów, są rozprawami o rzeczach abstrakcyjnych. Depresyjne – to chyba najlepsze określenie dla tych notatek.
Być może nie każdy odbierze „Dziennik” z taką samą siłą. Dla jednych rozważania na temat starości, umierania i strach czający się w tych zapiskach mogą okazać się czymś pięknym, impulsem do wielu inspirujących myśli. Innym pozostanie uczucie nieznośnej ciężkości na żołądku i ból zaciśniętych z niepokoju szczęk.
Wszystko tu zależy od wrażliwości czytelnika. Sławomir Mrożek jako twórca dramatyczny i beletrystyczny jest niedoścignionym mistrzem. Każdy musi jednak sam zadecydować, czy chce poznawać go od wewnętrznej strony i czy da sobie radę z jego „demonami”.