Recenzja
Zaangażowany arystokrata ducha
Zapiski kompozytora i publicysty Zygmunta Mycielskiego nie są typowym dziennikiem. Mycielski nie tylko dokumentuje swoje codzienne życie. Na kartach swojego dziennika snuje refleksje o sztuce, historii, przemijaniu, polityce. Dziennik intymny sąsiaduje ze szkicami politycznymi, a myśli na temat muzyki znaleźć można tuż obok nutowych zapisów utworów.
„Niby-dziennik ostatni 1981-1987” Mycielskiego zamyka serię na którą złożyły się „Dziennik 1950-1959”, „Dziennik 1960-1969” i „Niby-dziennik 1969-1981”. Ostatni tom zapisków obejmuje pierwsze lata działalności Solidarności, stan wojenny, pielgrzymki Jana Pawła II, rozluźnienie polityki wewnętrznej. Mycielski ocenia rzeczywistość wokół siebie niezwykle krytycznie, nie dając się ponieść emocjom i zachowując dystans wobec bieżących wydarzeń, a także wobec entuzjazmu młodego pokolenia. Snuje przy tym rozważania na temat polskiej historii, tradycji.
Horyzont Mycielskiego z jednej strony wyznaczała muzyka, w którą uciekał przed codziennością, z drugiej – życie zawodowe i towarzyskie, a także mocne przekonanie o zadaniach, jakie stawiane są przed intelektualistami (pamiętać należy, że Mycielski w 1974 podpisał “list piętnastu”, a w 1975 sygnował memoriał 59 intelektualistów do władz w związku z projektowanymi zmianami w konstytucji). Intrygi w środowisku muzycznym, rozgrywki partyjne, działalność środowiska solidarnościowego, życie zachodnich intelektualistów i emigracji polskiej – to wszystko znajduje tutaj swoje odzwierciedlenie. „Niby-dziennik” to dzieło wyjątkowe z nieco innego jednak powodu – jest dokładnym zapisem procesu twórczego, przestrzenią rozważań teoretycznych, miejscem, w którym Mycielski pisze o swoich inspiracjach, zamierzeniach i trudnościach związanych z działalnością artystyczną.
Dziennik Mycielskiego jest jednym z najciekawszych dokumentów literackich XX wieku, portretem artysty, pogrążonego w kontrastach, zmagającego się z własną starością i przemijaniem. To dzieło człowieka, który zdołał uchwycić nie tylko obraz środowiska artystycznego, lecz także sportretował społeczeństwo borykające się z rzeczywistością ostatniego dziesięciolecia PRL-u.