Recenzja
Narysuj mi wojnę
„Strefa bezpieczeństwa Goražde” jest arcydziełem komiksowego reportażu i jednocześnie rzetelną lekcją historii wojny bałkańskiej, która wybuchła po rozpadzie Jugosławii w latach 90. ubiegłego wieku.
Joe Sacco zjawił się w Goražde w ostatnich miesiącach 1995 roku. Działania wojenne w Bośni i Hercegowinie miały się już wtedy ku końcowi. Mieszkańcy miasta, którego liczebność powiększyła się wielokrotnie za sprawą napływu uchodźców, nawet pomimo wielu ofiar, powitali amerykańskiego dziennikarza tak, jak wita się wolność i pokój, czyli jak dżinsy, rock’n’roll oraz nadzieję na lepsze jutro, na zakończenie spowodowanej konfliktem przerwy w życiorysie, bezpieczeństwo i jakąkolwiek możliwość dalszego kierowania swoim życiem. A nowe życie zaczęli od opowiedzenia mu swoich wojennych losów.
Podczas lektury „Strefy bezpieczeństwa Goražde” zwraca uwagę przede wszystkim perfekcyjnie wyważony dobór środków, za pomocą których autor opowiada tę świeżą i bolesną historię ludzi, poznanych przez niego podczas pobytu w miasteczku. Sacco nie zapomina o tym, że opowiada przede wszystkim o swoim pobycie w Goražde i że to on, jako obserwator i reporter, jest w pewnym sensie głównym bohaterem komiksu. Jednocześnie, pomimo częstego opisywania własnych odczuć, ani na moment nie zapomina, że przybył do enklawy właściwie już po wszystkim i że w historii miasteczka jest jedynie dokumentalistą, a w najlepszym wypadku – kumplem niektórych jego mieszkańców. Reportaż jest obiektywny na tyle, na ile jest to możliwe. Oznacza to, że autor opowiada historie, które usłyszał z zastrzeżeniem, że zna je z ust osób, które nie były w wojnie bezstronne, ale nie wprowadza w tok narracji własnych ocen (wspomina ewentualnie o swoich odczuciach i dzieli się spostrzeżeniami). Taka właśnie kompozycja książki umożliwia uczciwość, niejednostronność i dziennikarską prawdę. A Sacco wie, że prawda dziennikarska jest czymś biegunowo odmiennym od prawdy absolutnej.
Wojna jest w albumie pokazana od strony broniących się i starających się przetrwać muzułmanów. To po ich stronie stoi Sacco, z nimi rozmawia. W żadnym momencie jednak nie stawia on prostych diagnoz, nie rzuca łatwych oskarżeń. Brak w albumie ocen politycznych. Amerykaninowi zależy na ukazaniu mikrohistorycznej opowieści o wojnie, z perspektywy miasteczka i pojedynczych ludzi. Ocenie politycznej poddaje chyba jedynie porażkę ONZ podczas wojny bałkańskiej. Siły pokojowe Narodów Zjednoczonych nie tylko nie zdołały zaprowadzić pokoju na Bałkanach, ale nie zapewniały również bezpieczeństwa bezbronnym cywilom i konwojom z pomocą humanitarną.
Joe Sacco potrafił ze strzępków opowieści straumatyzowanych wojną mieszkańców Goražde stworzyć rzecz wyjątkowo przejmującą, straszną i dobrze oddającą koszmar konfliktu bałkańskiego, a przy tym anty-sensacyjną, etycznie właściwą. Zadanie prawie niemożliwe – tworzył ją jako obcy, ten z lepszego świata i w dodatku od początku do końca bezpieczny. Nie był po prostu dziennikarzem, który – co zarzuca mu jeden z bohaterów komiksu – robi wszystko dla sławy i pieniędzy. Nic z tych rzeczy. Sacco za pomocą ekspresyjnych, niebywale starannych rysunków, inteligentnej narracji, a także dzięki gruntownemu przygotowaniu merytorycznemu, potrafił stworzyć coś, co może być uznane za dokument historyczny. Nie zagubił przy tym emocjonalnego kontaktu z bohaterami tej książki i ich realnym cierpieniem. Tak właśnie robi się świetne dziennikarstwo, świetny komiks i świetną literaturę.