10 lipca 2014

Meteoryt tunguski nie istniał

Nowy album Jacka Świdzińskiego, chyba najciekawszego polskiego młodego twórcy komiksowego, to niemały kawałek dobrej zabawy – więcej tu aluzji i dowcipów niż narysowanych kresek.

 

Jaki jest twórca Jacek Świdziński? „Ogarnięty”, bo zna się i kojarzy. Ciekawy, bo robi komiksy w ewidentnie swoim, oryginalnym stylu, który pewnie trudno byłoby sfalsyfikować. Błyskotliwy, bo jego rzeczy zdecydowanie wybijają się na tle innych rzeczy. Zabawny, bo zabawny – dowcipów się nie tłumaczy, a humor jego albumów rozbraja, nawet jeśli to nie humor prowokujący do wybuchania śmiechem.

 

Pomiędzy okładkami stylizowanymi na antykwaryczną, poklejoną księgę z płóciennym grzbietem znajduje się, mówiąc w skrócie, żartobliwy apokryf dotyczący słynnej katastrofy tunguskiej, która miała miejsce w syberyjskiej tajdze 30 czerwca 1908 roku. W poprzednim albumie Tesla, w tym katastrofa tunguska – Świdziński po prostu potrafi trafnie wybrać temat z potencjałem fajności i już sama ta umiejętność świadczy o tak zwanym „wyczuciu” twórcy. Tematy łączy poza tym ich tajemniczość, bo żeby zrobić apokryf potrzebne jest przecież niepewne, puste miejsce w historii.

 

Wracając do Tesli – w „Zdarzeniu 1908” bałkański geniusz również się pojawia, ale fabuły nie ma co opowiadać. Obok niego – wymienię tylko kilka najbardziej oczywistych odnośników – Feliks Dzierżyński, Lew Tołstoj, Dersu Uzała czy ogłupiali Sybiracy jako komiczna postać zbiorowa. Opowieść Świdzińskiego to taka właśnie intertekstualna mozaika, która składa się wyłącznie z aluzji do kultury, gdzie Dzierżyński (w komiksie poczciwiec o gołębim sercu) na równych prawach sąsiaduje z aluzją do serii gier komputerowych z cyklu „Prince of Persia”, a autorowi nie chodzi o nic innego niż oryginalną rozrywkę na bazie specyficznego humoru. I Świdziński potrafi to zapewnić. Tak samo jak potrafi rysować – jego kreska pod pozorem bazgrołów naprawdę niemało może, a i pomyślana jest przecież w taki sposób, że sama w sobie bawi.

 

A teraz uwaga – chyba w opozycji do opinii, z którymi miałem okazję się zapoznać – bardziej podobało mi się „A niech cię, Tesla!”, pewnie dlatego, że trochę więcej było tam żartów z dnia codziennego, nie tylko z kultury, a także różnego rodzaju smaczków niekoniecznie intertekstualnych. Przede wszystkim jednak po prostu lubię Świdzińskiego, a jeśli pojawi się w tym roku polski komiks, który będę cenił wyżej niż „Zdarzenie 1908”, to bardzo przyjemnie się zdziwię. Polecam więc każdemu. I jak każdy.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także