Recenzja
Przez sen
Tych, którzy reagują alergicznie na terminy: oniryzm, podświadomość, logika snu i tym podobne, praca Anke Feuchtenberger z alergii nie wyleczy. Wręcz przeciwnie: najpewniej ją pogłębi.
„Somnambule” to kilka rysunkowych historii autorstwa niemieckiej artystki. Są one powiązane ze sobą raczej powtarzającymi się symbolami, postaciami i motywami niż jakimikolwiek związkami przyczynowo-skutkowymi. Album obywa się niemal bez słów i trudno wyobrazić sobie, żeby było inaczej. Skonstruowany jest zupełnie tak, jak gdyby autorka wrzuciła do jednego worka kilka najbardziej ogranych symboli z pogranicza gotyckości, badań nad cielesnością czy feminizmu, i od niechcenia je wymieszała. Mamy tu księżyc, odciętą głowę, nagość, czaszkę, tajemniczą siłę uchylającą drzwi wbrew woli bohaterki. Problem polega zresztą nie na banalności środków, a na tym, że te banalne środki nijak nie chcą ułożyć się w cokolwiek, co byłoby w stanie przyciągnąć i zatrzymać uwagę czytelnika. Nie twierdzę, że sensu tam nie ma – zapewne Feuchtenberger zaklęła w symbolach osobiste przeżycia, które może jednoznacznie zinterpretować (o czym zresztą daje pojęcie w wywiadzie zamieszczonym na końcu albumu). Czytelnikowi trudno jednak nie pozostać wobec nich obojętnym. To za mało, żeby hipnotyzować.
Z pewnością da się wyczarować na kartach komiksu atmosferę niepokojącej, sennej dziwności z rysunkami w roli głównej, nie popadając przy tym w pustosłowie. Do głowy przychodzi choćby świetna „Rozkosz” Blutcha (wydana przez POST). Feuchtenberger ta sztuka się nie udała. Jej komiks jest niekomunikatywny, a przy tym nie wynagradza tego sugestywnością atmosfery, która według wszelkich sygnałów – właśnie sugestywna miała być przede wszystkim. Usprawiedliwić niemiecką rysowniczkę może jedynie to, że na podstawie jej albumu powstała też filmowa animacja. Być może to ona jest hipnotyczna, zaś komiks autorka traktowała od początku tylko jako wydany scenorys (storyboard). Nie wiem. Ale zapoznanie się z samym albumem odradzam.