8 listopada 2012

Baśń 2001 nocy

Imponujący rozmiarami, rozmachem i stroną wizualną komiks Thompsona przenosi nas w świat kultury islamu – pierwotny, zanurzony w religii, okrutny, ale przede wszystkim przedstawiony w formie baśni o dobrych, pokrzywdzonych, jednak kochających się wzajemnie głównych bohaterach i złej reszcie świata.

 

Craig Thompson, jeden z najgłośniejszych autorów komiksowych ostatnich lat, autor słynnego „Blankets”, nad „Habibi” pracował 7 lat. To widać. Rozmach przedsięwzięcia zadziwia, obojętnie czy spojrzeć na rysunki, zatrzymać się nad kompozycją albumu czy też wziąć pod uwagę gwałtowny zwrot w twórczości Thompsona od intymnych opowieści biograficznych do dzieła całkiem fikcyjnego, osadzonego w dodatku w zupełnie obcej facetowi z Oregonu rzeczywistości kulturowej.

 

Bogata w symbole zaczerpnięte z Koranu i Biblii opowieść Thompsona to przede wszystkim – w wielkim skrócie – historia o niesamowitej miłości dwojga ludzi z seksualną traumą w okrutnym świecie arabskim (tak okrutnym, że prawie nie da się tam żyć).

 

Autorowi, który chciał albumem odczarować i pokazać Amerykanom islam, krytycy (ci, którzy nie byli „Habibi” bezkrytycznie zachwyceni) zarzucali między innymi rasizm i przedstawienie muzułmanów w zdecydowanie negatywny sposób. Zapewne niejeden postkolonialny myśliciel miałaby Thompsonowi sporo do zarzucenia, niemniej jednak rozsądny czytelnik powinien zauważyć, że to, co interesuje autora „Habibi”, to sama opowieść. Baśniowe, zanurzone w pewnym bezczasie uniwersalne opowiadanie o właściwościach uzdrawiających, magicznych. Czarno-białe rozróżnienie na zło i dobro jest tutaj konieczne niejako ze względu na samą konwencję. Zupełnie tak, jak w „Baśniach z tysiąca i jednej nocy” mamy do czynienia ze złymi sułtanami oraz ich okrucieństwem, które owocuje narodzinami opowiadania. Jeśli zaś chodzi o świat arabski – mówiąc na marginesie – czy przypadkiem akurat to, co najokrutniejsze w komiksie Thompsona, nie wzięło się z przejęcia pewnych wzorców zachodnich?

 

Świat „Habibi” wciąga, a humanistyczne, wywiedzione z Koranu przesłanie, nie ociera się o tanie morały, a przekonuje. Strona wizualna zadziwia – zarówno z powodu świetnych rysunków zdobionych gęsto kaligrafią oraz wschodnimi ornamentami, jak i dzięki pięknemu wydaniu komiksu, które czyni z niego także cieszący oko przedmiot. Historii dwojga zagubionych i obdarzonych łaską miłości ludzi, Dodoli i Zama, nie będę streszczał, bo – jak wynika z lektury – po to są opowieści, żeby je opowiadać, nie zaś kaleczyć streszczeniem. A ta opowieść jest naprawdę godna uwagi.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także