5 czerwca 2013

Chiny zza przedniej szyby

Chiny to taki Orient XXI wieku – niezbadana kraina, w której dzieją się dziwy, a baśnie stają się prawdziwe. Tak w każdym razie zdaje się postrzegać Państwo Środka spora część świata, zupełnie jakby w latach 70. ubiegłego roku wyłoniło się ono nagle z niebytu razem ze swoją tanią siłą roboczą, a także podróbkami Adidasa i Nike.

 

Oczywiście, w pewnym sensie tak było. Maoistowskie rządy dokonały niezwykłej operacji – niemal zupełnie przerwały ciągłość kulturową najdłużej istniejącej cywilizacji świata. Dlatego też kiedy Peter Hessler wsiadał w 2001 roku do wypożyczonego samochodu, by wyruszyć w podróż po nowych Chinach, mógł rzeczywiście obserwować coś niespotykanego: rodzące się nowoczesne społeczeństwo.

 

Początkowo można odnieść wrażenie, że „Przez drogi i bezdroża” to kolejna garść pociesznych lub kuriozalnych faktów na temat Chin, zebranych przez przypadkowego Amerykanina, który – jak to Amerykanie mają w zwyczaju – porównuje wszystko do ojczyzny demokracji. Jednak to już trzecia książka poświęcona Państwu Środka autorstwa Hesslera, który pojawia się tam regularnie od 1996 roku, sam reporter jest zaś daleki od ulegania stereotypom.

 

„Przez drogi i bezdroża” dokumentuje rozmaite elementy chińskiej rzeczywistości. Mamy więc podróż wzdłuż chińskiego muru, która jest okazją nie tylko do tego, by przyjrzeć się stosunkowi Chińczyków do tego niezwykłego dziedzictwa przeszłości, ale także do tego, by zaobserwować, jak w praktyce wygląda mobilność społeczna, kto najczęściej łapie stopa i jak wygląda chińska kultura jazdy. A wygląda ona bardzo różnie, jako że Chiny to kraj, w którym samochód właściwie wciąż jeszcze nie jest zjawiskiem masowym. Hessler opisuje także przemiany, jakim w ciągu zaledwie dekady uległa niewielka wioska, pochłonięta przez przemysł turystyczny. Znajdziemy tutaj wreszcie moją ulubioną część, czyli opowieść o specjalnej strefie ekonomicznej, do której – w poszukiwaniu szczęścia – ściągają rzesze młodych i starych z całego kraju.

 

Hessler nie fabularyzuje. Stara się też nie przeginać w żadnym kierunku – unika banału, a przy tym nie udaje antropologa. Trochę podgląda, korzystając z gościnności gospodarzy, jednak solidnie się do tego podglądania przygotował.