Recenzja
Komedia charakterów
“Miller & Pynchon” to historia dwóch facetów – naukowca i mierniczego. Lekko zabawna, lekko tajemnicza, ale właśnie – tylko lekko.
Przed zespołem badawczym Miller & Pynchon staje niełatwe zadanie – wyznaczenie linii demarkacyjnej pomiędzy północą a południem. Pynchon jest prawdziwym tytanem pracy – dokładnym, pracowitym, ale i nieco spiętym marzycielem, który nadal tęskni za zmarłą 10 lat wcześniej żoną, a w kąpieli rozmawia z duchem własnej matki. Miller natomiast jest nieco prostszym człowiekiem, który w życiu oddaje się namiętnościom – zarówno do kobiet, jak i do mierzenia wszystkiego co napotka za pomocą linijki. Dodam, że żaden z nich raczej nie budzi jasnych skojarzeń z herosami amerykańskiej literatury, po których zapewne odziedziczyli nazwiska.
Pomysł na komiks polega na zestawieniu razem tak wyraźnych i przecież spotykanych typów osobowości. Uśmiechając się nieco cierpko czytelnik może więc poznać te charaktery, a jeśli zna je z autopsji – przekonać się o tym, w jaki sposób mogą się w określonych sytuacjach zachowywać. Oczywiście przy zastrzeżeniu, że “Miller & Pynchon” realizuje formę “komiksowości” zgodnie z obiegowymi skojarzeniami – postaci i świat są uproszczone i symboliczne, a historie z matematykiem i mierniczym w roli głównej od pierwszej do ostatniej traktować należy raczej parabolicznie.
Nie są to niestety parabole na poziomie biblijnym. Historyjki Maurera może mówią trochę metaforycznej prawdy, może są nieco zabawne, lecz zabawne najwyżej w niezdecydowany, rozmarzony sposób. W promocyjnym blurbie przypowieści wiedeńskiego autora określone są przemiotnikiem “tajemnicze”. Jasne, można pewnie tak o nich pomyśleć, ale mnie wydaje się, że cała ta tajemniczość wynika trochę z pójścia na łatwiznę i braku dokładnego przemyślenia kompozycji całego albumu. Mówiąc inaczej – album “Miller & Pynchon” niby jest w porządku, ale trochę się rozłazi i niewiele po lekturze zostaje.