Recenzja
Nie swoja historia
Komiksowy reportaż Włocha, który spędził dwa lata na Ukrainie w poszukiwaniu śladów ZSRR szokuje, jak każdy materiał dotyczący wielkiego głodu, ale nie odznacza się szczególnymi walorami literackimi.
Kolektywizacja, wielki głód oraz codzienne życie w późniejszym Związku Radzieckim, a także paradoksalna nostalgia za nim wyznaczają zakres tematyczny albumu. Na tle tak zarysowanych realiów toczą się losy ludzi, którzy zdecydowali się opowiedzieć o sobie włoskiemu przybyszowi. Przejmujące, oczywiście, jednak nie jestem pewien, czy Igort potrafił ich wysłuchać.
Narrator komiksu wydaje się całkowicie obcy historiom w nim przedstawionym, tak, jak gdyby zupełnie nie potrafił wyobrazić sobie i przedstawić tego, co widzi. Niekoniecznie na tym powinien polegać reportaż. Podpiera się sztuką i sztuczkami – rysunki są często niedynamiczne, podkreślające jedynie powierzchowny, “historyczny” sposób przyswojenia materiału źródłowego, zdarzają się graficzne cytaty (“Guernica”), na dwóch stronach Igort zamieszcza zdjęcia dwojga spośród swoich bohaterów. W żadnym jednak momencie nie udaje mu się podołać trudnemu, jeśli nie niemożliwemu, zadaniu opowiedzenia historii tych ludzi.
Wielkie tragedie opowiedziane przez Igorta niejednokrotnie wydają się nieco zbyt jednowymiarowe. Niełatwo jest opowiedzieć światu nie swoją historię i zdaje się, że włoskiemu rysownikowi nie do końca się to udało. Nie twierdzę, że “Dzienniki ukraińskie” są komiksem złym. Przedstawiają wartość, zapewne tym większą dla odbiorcy zachodniego, dla którego historia Ukrainy jest o wiele bardziej obca niż dla Polaków. Dla mnie największą zaletą komiksu jest to, że skłania do zastanowienia się nad tym, w jaki sposób obcy może opowiedzieć historię innego obcego (na bardzo drastycznym przykładzie).
Nie chciałbym moralizować, ale obawiam się, że Igort mógł szukać tematu swojego reportażu, nie zaś, że to temat odnalazł jego. Album włoskiego autora to rzecz, która nie do końca podlega ocenie estetycznej, gdyż za mało w nim samej estetyki. Reportaż ocenia się na podstawie innych kryteriów niż literaturę piękną. Wierzę, że autor miał tego świadomość, a jednak zawiesił swoje dzieło gdzieś pomiędzy tymi dwoma sferami. I jako reportaż “Dzienniki ukraińskie” nie przekonują wystarczająco.