27 listopada 2012

O McDonaldzie i innych demonach

„McDusia” to dziewiętnasta część „Jeżycjady”, popularnego cyklu dla młodzieży, który rozgrywa się na poznańskich Jeżycach. Niestety, ta powstająca od 1977 roku saga osiągnęła już punkt krytyczny, po którym zaczyna się zjazd w dół.

 

Akcja książki toczy się między 21 grudnia a Sylwestrem 2009 roku i dotyczy, tradycyjnie, rodziny Borejko, a także ich znajomych. W tym czasie ma miejsce wiele ważkich wydarzeń, których kulminacją jest wesele Laury i Adama. Pojawiają się dobrze znani i całkiem nowi bohaterowie. W mroźnym powietrzu czuć miłość: tę wypróbowaną, która oparła się upływowi czasu i tę zupełnie jeszcze świeżą, zieloną, rozkwitającą. Wszystko to zanurzone w specyficznej atmosferze Borejkowego mieszkania, którą można by określić jako miłą, gdyby nie to, że ten przymiotnik jest w „McDusi” zdecydowanie nadużywany.

 

Popularność książek Małgorzaty Musierowicz (wyżej podpisana również do grona fanów się zalicza) brała się głównie z celnych i dowcipnych obserwacji rzeczywistości za oknem. Niestety, ostatnio ta umiejętność zaczęła nieco szwankować, co nie wydaje się dziwne – zmęczenie może dopaść każdego. Szkoda tylko, że traci na tym książka. Fabuła jest płaska i, co gorsza, nudna, może dlatego, że tym razem nie udało się stworzyć pełnokrwistych, poruszających postaci. Tytułowa bohaterka nie wzbudza żadnych emocji, a wątki miłosne wydają się kompletnie nierealistyczne. Większość dialogów skupia się na wygłaszaniu głębokich prawd życiowych i pokrzepiających sloganów. Zmienił się też nastrój cyklu – otaczający Borejków świat jawi się jako miejsce skrajnie nieprzyjazne, gdzie postępującemu upadkowi obyczajów przeciwstawia się tylko garstka szlachetnych. Tytułowa McDusia, czyli Magda Ogorzałko, to zresztą dziecko tego nieprzyjaznego świata. Mimo, iż pochodzi z rodziny z Borejkami zaprzyjaźnionej, sama zdradza fatalne przymioty: stołuje się w McDonaldzie i nie lubi poezji.

 

Oczywiście, książka ma swój urok. Przede wszystkim sentymentalny, bo kolejny powrót do zabałaganionej kuchni Borejków kojarzy się z wizytą u dawno niewidzianych, dobrych znajomych. Tym razem jednak urok ten trzeba znajdować samemu, szukając fragmentów, w których najpełniej przejawia się styl Musierowicz. Bo humoru i zdarzeń w „McDusi” nie brakuje, nie zawsze jest to jednak humor, który szczerze bawi.

 

Najwierniejsza grupa odbiorczyń Jeżycjady w większości przekroczyła już trzydziestkę i ich nie trzeba przekonywać do sięgnięcia po „McDusię”. Książka zupełnie nie nadaje się natomiast na pozycję, która miałaby zachęcić do sięgnięcia po pozostałe odsłony cyklu, bo jest zwyczajnie słabsza. Może nadchodzi już czas, by powiedzieć dość?

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także