Recenzja
O północy w Paryżu
Rysunkowa biografia Kiki – niegdysiejszej królowej Montparnasse’u, zupełnie jak niedawny film Allena, przenosi czytelnika do Paryża okresu międzywojennego. I pomimo że wzbudza sympatię, to – zupełnie jak w przypadku filmu Amerykanina – nie sposób jej potraktować całkowicie poważnie.
“O północy w Paryżu” Allena, drugi z cyklu komedii romantycznych, których akcja rozgrywa się w słynnych europejskich metropoliach, był właściwie całkiem przyjemny. Nieco tylko upraszczając, opowiadał o odwiedzającym Paryż początkującym pisarzu nazwiskiem Gil Pender, który w tajemniczy sposób, codziennie wraz z wybiciem dzwonów oznajmiających północ, przenosił się w czasie do lat dwudziestych tegoż wieku. Tam spotykał przedstawicieli ówczesnej bohemy artystycznej: Picassa, Hemingwaya, Stein, Fitzgeraldów i inne znakomitości, oraz uczył się od nich życia i pisarstwa. W tle znalazły się różne sposoby na miłość, bo film był przecież komedią romantyczną.
Kiki (właściwie Alice Prin) to także postać autentyczna. Modelka, inspiracja, przyjaciółka i kochanka znacznej ilości artystów działających w Paryżu w okresie międzywojennym. Wieloletnia partnerka Mana Raya, który uwiecznił ją na fotografiach i w filmach, będących do dziś ikonami surrealizmu. Sama Kiki także próbowała malować, pisać, występowała na scenie, a przede wszystkim, jak się wydaje, czyniła życie sztuką. Oczywiście głównie prowadząc burzliwe, bujne erotycznie życie, nie stroniąc od używek i wywołując skandale, a także przestając z imponującą ilością artystów, którzy zapisali się w annałach również za sprawą swoich dzieł.
Catel i Bocquet postanowili przenieść życie Kiki na karty komiksu. Trzeba przyznać, że ze sporą dbałością o faktografię – ostatnie 40 stron polskiego wydania ich pracy zajmują biogramy występujących na kartach komiksu postaci, chronologia życia Kiki oraz niemała bibliografia. W części rysunkowej co i rusz pojawiają się znane osobom interesującym się sztuką tamtego okresu wydarzenia. Czytelnik zapoznaje się z kulisami powstawania znanych dzieł oraz podstawowymi faktami z życia królowej Montparnasse’u i jej przyjaciół. Co jednak najbardziej charakterystyczne – sposób zaprezentowania tego wszystkiego kojarzy się właśnie ze wspomnianym na początku filmem Allena. Postacie nie są żywe – są w podwójnym tego słowa znaczeniu rysunkowe. Składają się tylko z najbardziej charakterystycznych i obiegowych klisz na temat swoich historycznych odpowiedników. Pomimo możliwej do wydobycia powagi – pozostają bohaterami luźnej, nieomal familijnej opowieści.
Nie chciałbym twierdzić, że to jednoznaczny minus – widać po prostu gołym okiem, że autorzy nie próbowali przenieść do swojego dzieła żywej Alice Prin. Stworzyli komiks oparty na popkulturowej legendzie. Niezły, sympatyczny, zupełnie poprawny, ale nie aspirujący do niczego więcej niż do niezobowiązującego umilenia czytelnikowi jednego popołudnia.