24 kwietnia 2013

Podróż pod specjalnym nadzorem

Komiksowy dziennik podróżny Guya Delisle’a opowiada o okresie spędzonym przez autora w Korei Północnej. Samo to – szczególnie dziś – wystarcza, by zaciekawić czytelnika, tym bardziej, że widzimy, jak starannie spreparowany na użytek propagandy obraz kraju rozpada się w szwach na każdym kroku.

 

Zanim autor „Pjongjang” został znanym komiksiarzem, pracował w dużych studiach filmowych jako animator. Do Korei Północnej pojechał właśnie po to, by zająć się filmem rysunkowym dla dzieci. Spędzony tam czas pozwolił mu podglądać najbardziej odizolowane państwo świata z nieco innej perspektywy niż reżim pozwala to robić choćby dziennikarzom. Co naturalnie nie znaczy, że mógł to robić swobodnie – obowiązkowa para: przewodnik i tłumacz nie odstępowała go na krok, zaś na każdą wycieczkę musiała zostać wyrażona zgoda.

 

Łatwo można zgodzić się z każdym, kto stwierdzi, że komiks Delisle’a mimo wszystko nie wnosi wiele nowego do znanego europejczykom obrazu Korei. Autorowi i bohaterowi czas płynął na pracy w studiu, dalekim od spontaniczności nadzorowanym zwiedzaniu i – ewentualnie – hotelowych imprezach w wąskim gronie przyjezdnych. Zabrakło pasji reportera lub możliwości do jej rozwinięcia. Tymczasem właśnie ta perspektywa zwykłego Kanadyjczyka, który ogląda kraj taki, jaki jest mu dozwolone zobaczyć, może zainteresować. Zwłaszcza, że starannie spreparowany obraz Korei, przeznaczony przez reżim dla cudzoziemców, rozpada się w szwach na każdym kroku.

 

Właśnie taki niewymuszony tok opowiadania bohatera nie szukającego ani sensacji, ani przygód, przerywany jest co jakiś czas mniej lub bardziej wstrząsającymi scenami. Bo wstrząsają: autostrada z miasta do Pałacu Przyjaźni (utrzymana w doskonałym stanie, ale łącząca tylko dwa punkty, pozbawiona innych rozgałęzień), kwestia braku niepełnosprawnych i wiary obywateli, że w Korei się tacy nie rodzą, czy choćby „ochotnicy” na każdym kroku wykonujący wolontaryjnie ciężkie i niemal pozbawione sensu prace. Bareizmy komiksu przejmują w momentach, kiedy ujawniają swój rzeczywisty tragizm.

 

„Pjongjang” to polska reedycja wydanego parę lat temu komiksu „Phenian”. Sam fakt wznowienia wskazuje na powodzenie albumu Delisle’a, a duży sukces odniósł on nie tylko w naszym kraju. Według mnie to rzecz w żadnym razie nie tak wybitna, jak twierdzą niektórzy krytycy. Wybitność wyklucza zresztą sama nieco „szaraczkowa” formuła komiksu. Ale z pewnością – choćby z uwagi na temat – warto po „Pjongjang” sięgnąć.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także