7 sierpnia 2013

Potęga niejednoznaczności

Każde dziecko zna Brzechwę. To oczywista oczywistość, tak jak fakt, że każdy zna wiersze „Na straganie” czy „Tańcowała igła z nitką”. Ale później dzieci dorastają i postać poety odchodzi w przeszłość, pojawiając się od czasu do czasu jako wspomnienie z dzieciństwa. Lektura biografii Brzechwy pióra Mariusza Urbanka pokazuje, że także duże dzieci mogą w Brzechwie znaleźć coś dla siebie.

 

Nie chcę przez to powiedzieć, że wiersze Brzechwy nie nadają się dla dorosłych. Przeciwnie! Twórczość pana Jana przeznaczona jest dla każdego, choć sam poeta nie był tego taki pewien – prześladowała go myśl, że pisanie dla dzieci nie jest pisaniem „prawdziwym”. Miała w tym swój udział zapewne także zazdrość o sławę kuzyna, Bolesława Leśmiana, którego naśladownictwo nieustannie zarzucali mu krytycy. Każdy jednak ma swoje niedole – Leśmian miał kiedyś powiedzieć do Janka, że oddałby wszystkie swoje wiersze za jego wzrost. Brzechwa był chłop jak dąb.

 

Urbanek w swojej biografii (pisanej, powiedzmy to sobie jasno, z pozycji Brzechwie bardzo przychylnych) ukazuje swego bohatera w rolach, z których nie znamy go na co dzień: jako szanowanego prawnika, aspirującego poetę, ojca i męża. Dowiemy się choćby, że Brzechwa miał ogromny udział w tworzeniu nowoczesnego prawa autorskiego – był jednym z założycieli ZAiKS-u. Ale tym, co przykuje uwagę nie tylko wytrawnych pudelkowiczów, są oczywiście plotki, skandale i kontrowersje. Autor „Akademii Pana Kleksa” był mężczyzną bardzo kochliwym, a przy tym przystojnym i popularnym w towarzystwie. Nic dziwnego, że opisy jego miłości i miłostek są w stanie zapełnić niejeden rozdział.

 

Pozostaje jeszcze jedna kwestia, dla niektórych zasadnicza – współpraca z systemem komunistycznym. Kwestia, która w niektórych środowiskach obecnie często stanowi być albo nie być twórcy. Urbanek ucieka od łatwych kategoryzacji, nie decyduje, czy Brzechwa rzeczywiście służył reżimowi, czy też pragmatycznie zdecydował się na opcję dającą największe szanse wygodnego życia. Fakty przytaczane są zarówno z punktu widzenia poety czy jego córki, jak i adwersarzy.

 

Jeśli ciągle na dorobek twórców będziemy patrzeć przez pryzmat ich poglądów, może się okazać, że nikt nie jest godzien naszych moralnych standardów. W końcu Lovecraft był rasistą, Carroll lubił małe dziewczynki, a Verne to klasyczny Dulski, który nie cierpiał swego jedynego syna tak bardzo, że wysłał go w przymusowy rejs bez powrotu. Nie zmieniajmy się w komunistycznych cenzorów, dopatrujących się w „Pchle Szachrajce” nieodpowiedniej postawy społecznej. Czytajmy Brzechwę i jego świetną biografię.