Recenzja
Produkt mikołajkopodobny
Hasło „wyszedł nowy Mikołajek” elektryzuje nie tylko dzieciaki, lecz także całkiem spore grono dorosłych fanów, którzy wciąż mają sentyment do przygód tego wesołego urwisa i całej szkolnej gromady jego kolegów. Jednak każda ilość dotąd niewydanych czy też znalezionych na strychu opowiadań kiedyś się kończy i wydawca powinien podjąć właściwą decyzję. „Najnowsze przygody Mikołajka” są decyzją nietrafioną.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to szata graficzna. Rysowany charakterystyczną kreską Sempégo Mikołajek zmienił się w komputerową animację – ilustracjami są tutaj kadry z serialu animowanego, którego scenariusz posłużył za podstawę dziesięciu zawartych w tomie opowiadań. Oczywiście maluchom (bo to im dedykowana jest książka) taka konwencja może się podobać, ale dorośli fani serii raczej nie powinni pochopnie sięgać do portfela. Powstaje bowiem pytanie: po co kupować coś stworzonego na motywach serialu stworzonego na motywach oryginalnego Mikołajka?
Książka niezaprzeczalnie ma potencjał jako lektura dla najmłodszych – duża czcionka i krótkie opowiadania ilustrowane licznymi rysunkami zachęcają do czytania. Udało się również zachować humor sytuacyjny, cechujący inne opowiadania o niesfornych Francuzach. Opowiastki z życia uczniów, mimo że oparte na utartych schematach i dowcipach z dość długą już brodą, wciąż wywołują uśmiech. Tata radośnie podbierający synowi jego zabawki czy dzieciaki mylnie interpretujące zachowania dorosłych to kanon dobrze znany w literaturze, ale miło jest do niego wrócić. Jednak dla kogoś, kto zdążył już poznać Mikołajka, Alcesta, Ananiasza, Gotfryda i pana Rosoła może to być tylko krótka wycieczka sentymentalna, prowokująca refleksję, iż „nie wszystko, co idzie z duchem czasu, staje się od tego lepsze”.