3 lipca 2014

Rysunkowy przewodnik po literaturze

Pierwszy, opasły tom „Kanonu graficznego” zawiera komiksowe adaptacje klasycznych utworów literatury światowej. Jak to bywa z antologiami najczęściej – niektóre udane, a inne nieco mniej.

 

Pierwsza część „Kanonu graficznego” wywołuje dość sprzeczne odczucia. Antologia zbiera różnych autorów i różne style, a jej otwartość na propozycje raz jest wykorzystywana przez rysowników w interesujący sposób (tylko graficzna, obywająca się bez słów i jakby psychodeliczna adaptacja „Tybetańskiej księgi umarłych”), kiedy indziej zaś – w bezsensowny (mam alergię na przekładanie klasycznych dzieł na niby to współczesny i niby „nasz” język, który to przekład zwykle pozbawiony jest krzty lingwistycznego wyczucia i sprowadza się do używania wulgaryzmów oraz wątpliwej świeżości wyrażeń kolokwialnych – tutaj tę znienawidzoną tendencję prezentuje zwłaszcza adaptacja jednej z historii, skądinąd przecież kapitalnej, pikantnej i mało znanej, pochodzącej z „Księgi tysiąca i jednej nocy”). Styl niektórych, nieznanych mi wcześniej artystów okazał się bardzo ciekawy (na przykład fragment „Księgi Estery” narysowany przez J.T. Waldmana czy epizod z „Mahabharaty” autorstwa Matta Wiegle’a), innych – wcale.

 

Główną zaletą jest chyba wybór kanonicznych tekstów, które zostały zilustrowane. Dość szeroki i przy tym obejmujący horyzont wielu kultur. Mamy starożytną Grecję i Rzym, Gilgamesza, reprezentację europejskiego średniowiecza, ale również indiańską legendę, poezję Rumiego, pisma konfucjańskie czy słynną „Opowieść o Genjim”. Kanon naprawdę rozsądny i dobrany z otwartą głową. To cenne: z pewnością każdy może się z komiksu niejako przy okazji czegoś dowiedzieć, a poza tym dzięki różnorodności, która powołana została na głównego patrona przedsięwzięcia, przegląda się to z zainteresowaniem, nawet jeśli nie każda adaptacja udała się tak, jak mogłaby się udać. Łącznie jest ich 27, nie ma więc sensu oceniać, które według mnie są lepsze, a które gorsze. Średnia wrażenia oscyluje wokół – no właśnie – średniej. Mimo tego jednak spotkanie z często dość pierwotnymi i odległymi nam tekstami nawet za pośrednictwem rysowników potrafi zmusić do myślenia.

 

Trudno jest oceniać antologie. Adaptacje wcale nie łatwiej. Tak się złożyło, że „Kanon graficzny” łączy w sobie te dwie właściwości. Album zredagowany przez Russa Kicka może pełnić funkcję edukacyjną i jest to jego nienachalna, ale niewątpliwa zaleta – kontakt z kanonicznymi dziełami, zwłaszcza tymi przełożonymi na język dymków w zręczny sposób, jest wartościowy. Jednocześnie nie wyobrażam sobie, że ci, którzy przeczytali już w życiu kilka dobrych komiksów szczególnie się zachwycą.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także