4 listopada 2014

Smoków zatrzęsienie

Młody człowiek w Polsce dorasta zazwyczaj w przekonaniu, że nasz kraj może się poszczycić jedynie Smokiem Wawelskim i ewentualnie Bazyliszkiem (jeśli go za smoka uznamy). „Księga smoków polskich” prostuje nieco te błędne wyobrażenia – skrzydlatych stworów ci u nas co niemiara, a co jeden, to lepszy.

Bosz to wydawnictwo, które zdaje sobie sprawę z siły obrazu – dlatego ich książki to nie tylko treść, ale przede wszystkim forma. „Księga smoków polskich” to część serii Legendarz, eksplorującej polską mito- i demonologię. Wśród wszystkich tych utopców, płanetników i południc znalazło się też miejsce dla smoków. Jak się okazuje, te chytre gady ukochały sobie najbardziej nie tylko Smoczą Jamę, ale całe południe Polski. Co góra, to za nią smok się czai, na dziewice dybie, skarbów zazdrośnie strzeże. Dobrze, że zawsze znajdzie się waleczny Dratewka czy inny młodzian gotów potwora pokonać. Wbrew pozorom jednak, smoki nie są wyłącznie złośliwe i krwiożercze. Bywają także mądre (choć mściwe), a czasami wręcz troskliwe i kochliwe. Można je ogólnie podzielić na takie, które zjadają księżniczki, i takie, które z księżniczkami się żenią. Annały wspominają nawet jedną smoczycę – w dodatku bardzo atrakcyjną.

Bartłomiej Sala zebrał w jednym miejscu wszystkie legendy dotyczące smoków i smokopodobnych, jakie pojawiały się na terenach Polski. Część z nich, jak łatwo zauważyć, bazuje na tym samym schemacie, co pozwala domyślać się wspólnych korzeni tego typu historii. Mamy więc całą paradę smoków, bazyliszków (jak się okazuje, warszawski nie był jedynym), żmijów, meluzyn, żaltisów – wspaniale oddanych przez Witolda Vargasa i Pawła Zycha. Fantasmagoryczne, rysowane delikatną kreską obrazki sprawiają, że w smoki wstępuje nowe życie i ten wyeksploatowany do poziomu maskotki koncept zyskuje nowe życie. Druga część książki przybliża z kolei sylwetki smoczych krewniaków: gryfów, pająków, piekielnych niedźwiedzi (sic) i innych kreatur, które potrafiły naszym przodkom napsuć jeszcze więcej krwi niż tytułowe gady.

„Księga smoków polskich” to książka, która łączy pokolenia – każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Część czytelników zanurzy się w emocjonującej historii, część zatrzyma się nad studium etnologicznym. Ktoś przestudiuje wszystkie detale ilustracji, inny zabawi się w entomologa i prześledzi pochodzenie słowa żaltis. A ciekawscy mogą sięgnąć po pozostałe książki cyklu i pogłębić swoją wiedzę o polskich duchach i innych nadprzyrodzonych stworzeniach. Dla każdego coś miłego.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także