Recenzja
Wojna domowa z perspektywy przedpokoju
“Gry jaskółek” to komiks o wspomnieniach z dzieciństwa. Dzieciństwo Zeiny Abirached i jej brata nie było jednak całkowicie standardowe, gdyż jego część przypadła na lata wojny domowej w Libanie.
Akcja komiksu rozgrywa się w Bejrucie. Wojna wydaje się czymś dość już znormalniałym – mieszkańcy miasta mieli wystarczająco dużo czasu, żeby się do niej przyzwyczaić. Brali śluby, rodziły się dzieci, sąsiedzi spotykali się ze sobą, żeby napić się whisky pozostałej z zapasów jednego z nich, przed wojną właściciela klubu. Krótko mówiąc – ludność Bejrutu pomimo wyraźnych przeciwności starała się prowadzić względnie normalne życie.
Czasami zdarzały się jednak chwile grozy. Jedną z nich, tą opisaną przez autorkę komiksu, był wieczór, kiedy ona wraz z bratem zostali w domu pod nieobecność rodziców, ci zaś długo nie wracali, bo w mieście rozpoczęły się intensywne ostrzały. Ta zapewne traumatyczna dla dziecka sytuacja posłużyła autorce za pretekst do ukazania warunków życia w pogrążonym wojną domową Libanie. Dzieci bowiem nie są w domu same, a ze stopniowo powiększającą się grupą sąsiadów, którzy próbują je zabawić, ale też rozmawiają między sobą. Żaden temat rozmów nie może naturalnie w tej sytuacji abstrahować od działań wojennych.
Niemal cała akcja “Gier jaskółek” dzieje się w przedpokoju domu, w którym mieszka dwójka dzieci wraz z rodzicami. Ten przedpokój, jak się dowiadujemy, jest najbezpieczniejszym miejscem w całej kamienicy ze względu na najgrubsze ściany. To dlatego mieszkańcy budynku chronią się właśnie tutaj. Rodzina stopniowo ograniczała przebywanie w innych pomieszczeniach mieszkania po to, by w końcu dobrnąć do zasiedlania tylko przedpokoju. Jak się okazuje – to jak najbardziej dobry pomysł.
Nastroje w komiksie są rozłożone pomiędzy tłumionym przez bohaterów odczuciem grozy wojny, a niewinną (nie)świadomością dziecka, które niby już trochę rozumie, co się wokół niego dzieje, ale jednak nie do końca. Udaje się dorosłym nieco odwracać uwagę szkrabów od wyjątkowo stresującej sytuacji, widzimy zabawy, recytacje, wyliczanki. Wojna stała się codziennością na tyle, że nie zawsze już przeszkadza w śmiechu i zabawach.
W warstwie rysunkowej komiks Zeiny Abirached przypomina nieco klasycznych już “Rycerzy św. Wita” Davida B. Abirached rysuje swoje dzieciństwo po prostu podobnie – widać wyraźną inspirację stylem autora “Najlepszych wrogów”: zbliżona, choć znacznie mniej rozedrgana, niespokojna i neurotyczna kreska, podobne użycie tuszu, niemal identyczne wykorzystanie kontrastu intensywnej czerni i bieli. Bez zarzutu, choć szkoda oczywiście, że to nie do końca autorskie.
Czy polecam? Cóż, wyszło oczywiście w ubiegłym roku w Polsce kilka lepszych komiksów niż “Gry jaskółek” i komiks Zeiny Abirached szczególnie się nie wyróżnia, ale jednocześnie czyta się go raczej z zainteresowaniem. Trochę letni komiks, ale za to nie na letni temat.