Recenzja
Jedna zasada – żadnych zasad
Urodziliście się w latach osiemdziesiątych lub dziewięćdziesiątych i lubiliście wrestling, “Tygrysią maskę”, komiksy i bawić się “ludzikami”? Jeśli tak – “Vreckless Vrestlers” jest zabawką stworzoną dla was!
Planetą Excelsior rządzi mityczny Manager. Swój sukces odniósł zarządzając profesjonalną międzywymiarową ligą wrestlingu Vreckless Vrestlers. To Manager wyszukuje i ściąga zawodników, którzy zmierzą się ze sobą w ringu. Sprowadza ich z różnych planet, różnych czasów i różnych wymiarów. Na ringu zaś – jak głosi hasło firmujące ligę i komiks Kowalczuka – nie obowiązują żadne zasady, a śmierć ściele się gęsto. W sezonie 3067/68 w turnieju wystąpili tacy zawodnicy jak wojskowy reptilianin, zmutowany krab będący wynikiem radzieckich eksperymentów z bronią nuklearną, gdyński kibol, człekokształtny kot-weganin czy brodata córka Odyna. Przyznam, że byłem ciekawy, które z nich zostanie mistrzem.
Jak na wstępie zapowiada autor, komiks jest praktycznie pozbawiony dialogów z prostego powodu: vrestlerzy walczą, nie gadają. No i dobrze – nie ma czasu na rozmowy, kiedy walka toczy się na śmierć i życie. Trzeba przyznać, że Kowalczuk bardzo czuje to, co robi, a “Vreckless Vrestlers” czyta się tak, jak w dzieciństwie oglądało się turnieje sztuk walki w anime “Dragon Ball”. Czyli dobrze, gdyby ktoś nie wiedział. Przerwy między kolejnymi walkami umilają zaś czytelnikowi dodatki w stylu papierowych łamigłówek dla dzieci – można spróbować przejść ołówkiem labirynt lub znaleźć dziesięć różnic w dwóch wizerunkach słynnego vrestlera.
Komiks taki jak ten może się podobać albo nie podobać, sam miałem wątpliwości, ale zapewniam, że Łukasz Kowalczuk wycisnął z pomysłu co tylko mógł. Album warto obejrzeć już choćby tylko ze względu na świetne okładki do poszczególnych walk (a zatem dostępnych wcześniej części zeszytowych “Vreckless Vrestlers”). To po prostu kilka chwil dobrej zabawy dla tych, którzy lubią od czasu do czasu poczuć się dużym dzieckiem. Autor zresztą potraktował projekt kompleksowo – zdaje się, że sprzedaje na przykład plastikowe figurki przedstawiające vrestlerów. Na zdjęciach wyglądają świetnie, nie gorzej niż komiks. Powiem tak: mam szczerą nadzieję, że zarówno komiks, jak i “ludziki” znajdą nabywców, bo to bardzo fajne “produkty kolekcjonerskie”!