„Każdy, kto utracił kiedyś pracę wie o czymś, co osobom pozbawionym tego doświadczenia wydać się może niewiarygodne. Osoba bezrobotna często ma mniej wolnego czasu niż osoba pracująca”. To zdanie przekonało mnie, że książka Joanny Mandrosz różni się od innych pozycji traktujących o poszukiwaniu zatrudnienia. Nie daje ona złudnych cudownych recept na zawodowy sukces, zamiast tego skupiając się na konkretnych problemach, z którymi styka się każdy bezrobotny, a także krokach, które trzeba podjąć, by przestać nim być.
Niezależnie od tego, czy jesteście w zespole parlamentarnym do spraw przeciwdziałania ideologii gender, czy byliście w dzieciństwie przebierani w sukienki, czy może uważacie, że nie urodziłyście się kobietą, w dzisiejszych czasach wypadał mieć trochę gender-ogłady, żeby wiedzieć co za czort ten dżender i czemu właściwie jest się za nim lub przeciwko niemu.
Kino potrzebuje bohaterów, których życie obfituje w przygody, romanse i ekscytujące wydarzenia, a nie przeciętniaków, spędzających całe życie przy biurku. Jeśli film nie traktuje o piratach, rewolwerowcach, gangsterach czy gwiazdach rocka, a o zwykłych przedstawicielach klasy średniej, to najlepiej wyposażyć ich w zawód przynoszący przyzwoite dochody a jednocześnie dający nieograniczoną swobodę i mnóstwo wolnego czasu. Profesja pisarza lub poety jest do tej roli idealna. Zaraz, zaraz... czy literaci to nie są przypadkiem te szare myszy, które całymi dniami siedzą przy biurku, gapiąc się w puste kartki? Jeśli wierzyć filmom – to wcale nie.
„Polaku! Czytaj książki!” – rozpaczliwie apelują od lat krzewiciele kultury, a wraz z nimi, nieco mniej bezinteresowni, wydawcy i pisarze. Ostatnio jednak rodacy należący do opcji nieczytającej zyskali nowy argument na własną obronę: „kryzys, panie, kryzys!”. Tymi słowy zamykają usta książkowym moralizatorom, bo przecież nie sposób wymagać pasji czytelniczej od osób zagrożonych cięciami płac, bezrobociem i pozostałymi plagami czasów recesji.
2 listopada 2012
Recenzja
Pamiętacie ten moment kiedy na polski rynek trafiły książki Paulo Coelho? Osoby zwykle stroniące od książek zaczęły gorączkowo pochłaniać kolejne tomy autorstwa uduchowionego Brazylijczyka i wygłaszać górnolotne zdania o Wojownikach Światła oraz poszukiwaniu Własnej Legendy. Nie było chyba kanciapy, lady sklepowej, siatki na zakupy czy dworcowego kiosku, w których nie zagościłby „Alchemik”. „Pochwałę powolności” głosi nowy prorok. Nazywa się Carl Honoré, a jego ewangelia streszcza się w jednym słowie: powoli. A raczej: Powoli.