17 września 2012

Diabeł wcielony

„Rant” nie zaskoczy fanów prozy Chucka Palahniuka. Bo cóż może być zaskakującego w połączeniu antyutopii z biografią w formie wywiadów, okraszonym diagnozą współczesnej cywilizacji, dawką futurologii i pomysłami rodem z gier komputerowych? Dodajmy do tego sceny seksu zdecydowanie ciekawsze od tych z „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. Typowa dla amerykańskiego postmodernisty mieszanka wybuchowa.

 

Rant Casey to – jak nazywa go jeden ze znajomych – „olśniewający antybohater”. Posiada nie tylko genialny węch i zmysł do interesów. Jest też supernosicielem wirusa wścieklizny, którym zaraził pół Ameryki. Kiedy wyprowadza się z zabitego dechami Middleton, przyłącza się do party crasherów. Ich ulubioną rozrywką jest samochodowe rodeo, kończące się często śmiercią. To sport XXI wieku: łączy w sobie hektolitry adrenaliny z przemocą, czyli to, co najchętniej – obok nagości – serwują media.

 

Jak wygląda Palahniuk na tle innych postmodernistów średniego pokolenia? Keret ciągle pisze niezłe opowiadania, Pielewin powtarza własne fabuły sprzed piętnastu lat, Houellebecq nie jest już zawiedzionym dzieckiem 68’ roku, może się nie ustatkował, ale na pewno literacko dojrzał. Palahniuk wciąż potrafi zaskoczyć, tyle że tym razem nieco przeholował, jak Pielewin w „T”. „Rantowi” brakuje spójności. Problem leży nie tylko w tym, że fani Amerykanina już to znają (choć w innych wariantach), lecz również w tym, że autor „Fight Clubu” za bardzo chciał uszczęśliwić czytelników i znalazły się tu chyba wszystkie pomysły, które przyszły mu do głowy w trakcie pisania. Niektóre są olśniewające, inne ocierają się o kosmiczne bzdury. Całość, opowiedziana z właściwą Palahniukowi werwą i nieposzanowaniem dla jakichkolwiek tabu, rozpada się na świetne aforyzmy oraz pojedyncze – często zabawne lub przerażające – monologi.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także