Recenzja
Gdy rozum śpi, budzą się demony
Gdyby wszystkie kryminały były tak napisane, być może bym się do nich w końcu przekonała. Z drugiej strony, nazywanie „Ciemno, prawie noc” jedynie kryminałem byłoby grubym niedopowiedzeniem. Czym więc jest najnowsza książka Joanny Bator? Na pewno jedną z najciekawszych jesiennych premier.
Dziennikarka ogólnopolskiej gazety Alicja Tabor przyjeżdża do swego rodzinnego Wałbrzycha, by napisać reportaż o zaginionych dzieciach. Ma nadzieję, że kilkanaście lat nieobecności to wystarczająco wiele, by zerwać więź z tym miastem, w którym, jak się wydaje, nie pozostał jej już nikt bliski. Jednak to, co wypełza z zakamarków świadomości i kątów starego rodzinnego domu zmusza ją do zredefiniowania swej tożsamości i zmierzenia z demonami przeszłości, które niczym kotojady zaczynają podnosić łby i osaczać ją.
Bator napisała powieść inicjacyjną. Bohaterka książki musi powrócić do dzieciństwa. Stopniowo odkrywa to, co zostało przed nią ukryte i to, co sama przed sobą ukryła. Musi zmierzyć się z prawdą o sobie samej i o tym, co dzieje się w mieście. Wszystko to w sztafażu powieści gotyckiej. Tajemnicze postacie, zdarzenia z pogranicza rzeczywistości i sennego marzenia, a także mroczne plenery Zamku Książ czynią z Wałbrzycha polską stolicę horroru. Atutem książki jest plastyczny język, którego rytm zmienia się w zależności od konwencji i używającej go osoby. Autorka poprzez język świetnie portretuje poszczególne postacie.
To nie jest łatwa książka – Bator porusza tematy, których odruchowo się unika, o których mówi się przyciszonym głosem. W tym tez leży siła jej prozy, w odwadze, by mówić o rzeczach niewygodnych i przemilczanych. Ale, choć takie nagromadzenie zła na przestrzeni pięciuset stron może przytłoczyć, ta książka wciąż niesie wiarę w istnienie szczęśliwego zakończenia. I ja też w to uwierzyłam. Joanna Bator kupiła mnie całą i wciągnęła w grono pomocników Alicji.