20 października 2014

Źli

Wiesław Łuka nie stara się nas przygotować na to, co zastaniemy w „Nie oświadczam się”. Z miejsca zostajemy wrzuceni na głęboką wodę – w gąszcz nazwisk i motywów, mylących tak samo, jak oskarżeni, którzy przez kilka lat wodzili za nos organy PRL-owskiej sprawiedliwości.

Połaniec, 1976 rok. To już Podkarpacie, nie tak znów daleko od mojej rodzinnej miejscowości. I tuż pod Połańcem – Zrębin. Wieś. Mała, zamknięta społeczność. Ślub Krysi Kalitówny i weselny zatarg – żona najbardziej wpływowego gospodarza w Zrębinie oskarżona o kradzież wędliny. I wódki, oczywiście. Przeskakujemy kilka miesięcy w przód. Pasterka, przedsionek Bożego Narodzenia. To wtedy wydarza się ta makabryczna zbrodnia. Zbrodnia w odwecie z – wydawałoby się – zupełnie nieprawdopodobnym motywem i przebiegiem. Zbrodnia na czwórce niewinnych dzieci, która powinna wstrząsnąć miejscową ludnością i doprowadzić do natychmiastowego wydania sprawców. Tak się jednak nie dzieje.

Dlaczego? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Łuka, który sprawie połanieckiej poświęcił pięć lat, kiedy to rozmawiał ze świadkami, skazanymi i rodzicami ofiar. Znakomita większość książki obywa się bez jakiegokolwiek komentarza odautorskiego, lecz stanowi zapisane niemalże słowo w słowo wypowiedzi rozmaitych personae dramatis. Z owych wyznań wyłania się na wskroś mroczny, przejmujący grozą obraz zamkniętej, budzącej skojarzenia z „Miasteczkiem Twin Peaks”, „Amityville”, „Władcą much” Goldinga czy opisaną przez Macieja Wasielewskiego w „Jutro przypłynie królowa” społeczności, która kieruje się własną moralnością i kodeksem opartym raczej na wierności grupie niż powszechnie uznanym wartościom.

Przeciętny czytelnik rzadko ma okazję zetknąć się z tak banalnym i jednocześnie przerażającym złem, które tkwi w myśleniu stadnym, w stawianiu interesu grupy na pierwszym miejscu, w braku refleksji moralnej. Czytając „Nie oświadczam się” można dojść do wniosku, że ciemnota obyczajowa i intelektualna prowadzi do zacierania się różnicy między dobrem a złem. To jednak uproszczenie, któremu chcielibyśmy się poddać zdecydowanie zbyt chętnie. Zbyt wiele już było w historii grup, które odrzucały wszelkie wpływy z zewnątrz, kierując się swoją wewnętrzną hierarchią – zbyt wiele tych historii źle się skończyło, byśmy mogli pozwalać sobie na luksusową skądinąd postawę biednego intelektualisty patrzącego na ciemnogród.

Tą sprawą czterdzieści lat temu żyła cała Polska – w tej sprawie zapadły jedne z ostatnich w kraju wyroków śmierci. To sprawa zbyt ważna (i zbyt makabryczna), żeby o niej zapomnieć.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także