Podobno wszystkim nam się zawsze coś śni, a jeśli uważamy, że akurat dzisiaj nic nam się nie śniło, to tylko znaczy, że akurat dzisiaj mechanizm zadziałał poprawnie: że tuż przed obudzeniem sny zostały wykasowane, by nie pomieszać się nam z jawą.
Szczerze mówiąc, nie jestem miłośnikiem wywiadów. Sytuacja, w której tylko jedna strona zadaje pytania, a druga usiłuje na nie odpowiedzieć, kojarzy mi się dość niefortunnie: w najlepszym wypadku z egzaminem, w najgorszym - z przesłuchaniem.
Podobno każdy aktor marzy, żeby choć raz w swojej karierze zagrać rolę Hamleta. Natomiast każdy tłumacz - w każdym razie każdy tłumacz z angielskiego - marzy o przetłumaczeniu „Alicji w Krainie Czarów”. Do tej pory spełniło to marzenie tylko dziewięcioro tłumaczy. Może i niewielu, ale - z drugiej strony - rzadko się zdarza, byśmy mieli aż dziewięć przekładów tej samej książki dla dzieci.
Jeszcze do niedawna istniało w polszczyźnie dwuznaczne moralnie słowo „chałupnik”. Dwuznaczne, bo niby sugerujące wykonywanie jakiejś pracy, ale i zarazem deprecjonujące tę pracę, jako niepełnowartościową. No bo jakże to: praca bez zakładu pracy? Bez wychodzenia co rano z domu? Bez kanapki i termosu w teczce? I - co najważniejsze - bez kontroli nad tym, co się właściwie robi?
24 listopada 2012
Artykuł
Język - to narząd smaku. Ale i narząd umożliwiający mówienie o smaku. Od kiedy w naszym kraju pojawiły się nowe smaki, nowe kuchnie, nowe przyprawy - a za nimi i nowe potrawy - pojawiły się też nowe sposoby mówienia i pisania o jedzeniu.