Recenzja
Portugalia – terra incognita
Niczego specjalnego się po “Samotności Portugalczyka” nie spodziewałam. Ot, mała książka o małym kraiku na krańcu Europy, który większości Polaków pewnie kojarzy się jako “taka mniejsza Hiszpania”, ojczyzna fado i całkiem dobrego wina. Iza Klementowska tymczasem zaczyna z zupełnie innej mańki.
Jakiej, zapytacie. Ano, tej często zapominanej – historycznej. Portugalia w ogóle ma trochę pecha. Niby to oni zaczęli kolonizację świata, ale ciągle jakoś głośniej w tej kwestii o kolonizacji hiszpańskiej czy angielskiej. Przeżyli trwającą ponad 30 lat dyktaturę António Salazara, ale świat dużo więcej uwagi poświęcił dyktaturze za miedzą, czyli tej generała Franco. Wszyscy wiedzą, że kobiety w Szwajcarii uzyskały prawa wyborcze dopiero w 1971 roku (sic!), ale konia z rzędem temu, kto wiedział, że w latach 70. w Portugalii odbył się proces “trzech Marii”, pisarek, których przewiną było napisanie książki o seksie. Doprawdy za rzadko wspominają o tym biura podróży, oferujące wycieczki do tego słonecznego kraju.
A może po prostu nikogo to nie obchodzi? Przemysł turystyczny szybko rozprawia się z tego rodzaju sentymentami, a sami Portugalczycy mają pewnie inne zmartwienia. I tylko to nieuchwytne i nieprzetłumaczalne saudade, które konstytuuje portugalską duszę, od czasu do czasu wygląda na powierzchnię. Klementowska ładnie wydobywa ze swoich rozmówców te sentymenty, te nostalgie postkolonialne, te wspomnienia dusznej atmosfery kraju, gdzie ściany miały uszy, a na boskich plażach budowano więzienia polityczne.
Każdy kraj ma wiele warstw. Po przeczytaniu “Samotności Portugalczyka” odkryłam, że istnieje kolejne państwo w Europie, o którym tak naprawdę niewiele wiedziałam. Te nieznane obszary, mimo iż nie da się ich znaleźć na żadnej mapie, są dla mnie wciąż największą motywacją, by podróżować. W przestrzeni i w głowie.