„Mój Boże, jak ja nienawidzę pisania, mordęgi samodyscypliny, przymusu porządkowania własnego wnętrza i przenoszenia tych porządków za pomocą mechaniki ruchów w pismo, w gramatyczny wyraz, w kształt na papierze! Jakże czuję się podle, gdy nakaz pisania formuje się w mózgu, zaś lekko, beztrosko, radośnie, gdy znajduję wymówkę, decyduję, że najpierw trzeba sprzątnąć mieszkanie lub zacerować skarpetkę” – pisał Leopold Tyrmand w „Dzienniku 1954”. Wyartykułował w ten sposób jeden z największych paradoksów literatury – jej twórcy często pisać wprost… nie znoszą. Tym bardziej zastanawia więc fakt, że tak niewielu z nich zdecydowało się porzucić literaturę, doszedłszy wcześniej do wniosku, że ani oni jej, ani ona im nic więcej zaoferować nie może.
„Najważniejsza w tym wszystkim jest przecież poezja, rzeźbienie w języku, powoływanie do życia nowych światów” – rozmowa z Marcinem Orlińskim, poetą, prozaikiem, krytykiem literackim, laureatem Nagrody im. Adama Włodka za 2015.
„Ferrara leży między Wenecją i Florencją. Tylko nieliczni z podróżnych, którzy przemierzają tę drogę, zatrzymują się tu na dzień lub dwa”, pisał Paweł Muratow w „Obrazach Włoch”. Podobnie jest z pisarstwem związanego z Ferrarą Giorgio Bassaniego – on też leży między większymi i bardziej znanymi postaciami, i też pewnie nieliczni przemierzający dwudziestowieczną literaturę włoską przystaną przy nim na tydzień lub dwa.
Czytając neapolitańską tetralogię Eleny Ferranty zastanawiałem się, czy to jest bezdyskusyjne arcydzieło czy raczej telenowelowy gniot. Chciałbym napisać, że „długo” się zastanawiałem, ale to nieprawda – zastanawiałem się mniej więcej przez tydzień, bo tyle zajęło mi przeczytanie czterech kolejnych tomów powieści, co samo w sobie jest pewnie jakiegoś rodzaju recenzją,...
Bydgoszcz, początek lat dziewięćdziesiątych. Lokalna redakcja „Gazety Wyborczej” przyznawała nagrody za osiągnięcia roku. Pierwszy do mikrofonu podszedł Tomasz Gollob. Miał wtedy dziewiętnaście lat:
– Nie muszę się przedstawiać – wypalił. – Mnie tu wszyscy znają.
Za nim stał drugi laureat:
– A ja się w przeciwieństwie do pana żużlowca przedstawię. Nazywam się Krzysztof Kieślowski i jestem reżyserem.